Czy wiesz, że:
Nazwa "Ryczów" pochodzi od ryku jeleni i rykowiska?
Pacyfikacja Ryczowa
21
lutego 1944
r. w Ryczowie miała miejsce pacyfikacja wsi, okupiona 17 ofiarami
mężczyzn: 12 zginęło rozstrzelanych z rąk hitlerowskich “na skale”, trzech
zmarło w Pilicy, na skutek poniesionych ran oraz dwóch partyzantów, którzy
zginęli w styczniu 1944 r. Kolejnych 17 wywieziono do obozu koncentracyjnego w
Płaszowie koło Krakowa. Wśród nich był Stefan Kajdan, najmłodszy uczestnik
wydarzeń ryczowskich, który obecnie mieszka w Kwaśniowie.
Ku pamięci pomordowanych podczas pacyfikacji mieszkańców Ryczowa, po powrocie z
obozu w Płaszowie, Stefan Kajdan z Kwaśniowa razem z nieżyjącym już Edwardem
Jakaczem z Ryczowa Kolonii ułożyli słowa “Pieśni o tragedii Ryczowa”, cytowanej
poniżej:
“Pieśń
o tragedii Ryczowa”
A
wy Ryczowianie, z całego Ryczowa,
Stała nam się tragedia, niech Pan Bóg zachowa.
Działo się to w lutym, pod koniec miesiąca,
O godzinie 5-tej rano, przed wschodem słońca.
W ten czas Ryczowianie, wszyscy smacznie spali,
W tym znienacka do naszej wsi Niemcy nadjechali.
A gdy nadjechali, to wieś okrążyli,
Zaraz wszystkich Ryczowianów do szkoły spędzili.
Kiedy już spędzili i posortowali,
Tych, których na śmierć skazali, pod skałę zagnali.
Kiedy już zagnali, ptaszki świergotały,
W tym czasie nas Ryczowianów, kule przeszywały.
Lecz te kule “szwabskie” wszystkich nie trafiły,
Część zabitych, część spalonych, a innych raniły.
Tym, którzy zostali, powstawać kazali,
W obozie koncentracyjnym zaraz osadzili.
A w tym też obozie bili, katowali,
Lecz my wszyscy Ryczowianie szczęśliwie przetrwali.
Dzięki partyzantom, którzy nas odbili
I tak my do naszej wioski wszyscy powrócili.
A wy, Ryczowianie, pamiętajcie o nich,
O tych, co za was polegli, o tych, co cierpieli.
Więc my Ryczowianie i Wy Wszyscy Święci,
Niech ta straszna tragedia zostanie w pamięci.
Wśród mieszkańców Ryczowa, zesłanych do obozu koncentracyjnego w Płaszowie byli: Franciszek Barczyk, Stefan Chłosta, Edward Jakacz, Piotr Kowalik, Stefan Kajdan, Józef Kajdan, Stanisław Kajdan, Józef Kuźniak, Kazimierz Masłoń, Roman Madera, Piotr Paś, Antoni Paś, Józef Pieszczyk, Stanisław Pilarczyk, Stanisław Wójcik, Walenty Wnuk i Jan Żak.
Mogiła zbiorowa wybudowana przez społeczeństwo ryczowskie
w 40-tą rocznicę pacyfikacji, zdj. I. Rajca, maj 2006.
W wyniku pacyfikacji wsi śmierć ponieśli i spoczywają w mogile obok starej szkoły w Ryczowie: Józef Chłosta lat 31, Edward Foltański lat 17, Stefan Kajdan lat 30, Antoni Kazek lat 30, Julian Klichowski lat 22, Serwacy Krawiec lat 28, Piotr Pędzik lat 28, Stefan Straszak lat 25, Edward Szeląg lat 25, Walerian Szeląg lat 22, Franciszek Żak lat 26, Stanisław Żak lat 31. W Pilicy pochowani są: Mieczysław Chłosta lat 35, Roman Uliniarz lat 28, Konstanty Wnuk lat 39, natomiast w Cieślinie Stanisław Mudyna lat 34, a w Chechle Marian Straszak lat 21.
Miesiąc wcześniej...
Wydarzenie z 23 stycznia 1944 r., postrzelenie dwóch Niemców przez partyzantów na weselu Anny Kaczmarczyk i Eugeniusza Pilarczyka, miało tragiczny w skutkach finał. Dwóch rannych Niemców, do strażnicy w Śrubarni odwozili mieszkańcy Ryczowa: Piotr Smętek i Jan Żak. Od tego momentu datują się dramatyczne wspomnienia Franciszka Ziai z Żelazka. O tym, co przeżył, pragnie podzielić się jego córka Mieczysława Górnikowska (z domu Ziaja) z Żelazka. Ze starych zapisków ojca, który wielokrotnie opowiadał jej wydarzenia z 23 i 24 stycznia 1944 r., wspomina:
“Pamiętam to, czego byłem jedynym świadkiem. Mijają kolejne rocznice wydarzenia, które miało miejsce w Ryczowie w roku 1944. Wiemy, co się stało, wielu ludzi zginęło rozstrzelanych przez Niemców. (...) Postrzelonych było dwóch Niemców, ale jeden był lżej postrzelony i przeżył. Pamiętam, co następuje, byłem jedynym furmannym, który jeździł z Niemcami z “celantu” [to komisariat, posterunek] ze Śrubarni do Zawiercia, była to nazwana
“podwoda”. Przecież koń i wóz to był jedyny transport na tamte czasy. ...na drugi dzień po wypadku w Ryczowie musiałem jechać na “podwode” do Zawiercia, bo tam mieli Niemcy cały główny posterunek, tak się złożyło, że akurat żona komendanta, który był postrzelony, była na “celancie” w Śrubarni. Więc dwóch Niemców i żonę odwiozłem do Zawiercia. Początkowo było wszystko dobrze... Nikt jeszcze nie wiedział, że komendant nie żyje. Zmarł w szpitalu na Wartach, bo przecież był to jedyny szpital w Zawierciu. (...) Żona została w Zawierciu, ja zaś i dwóch Niemców wróciliśmy do Śrubarni na “celant”.
Dzień drugi. Rano zabrałem dwóch Niemców oraz kufer z osobistymi rzeczami komendanta i pojechałem do Zawiercia. Był to już dla mnie straszny dzień, było to przewiezienie zwłok w trumnie ze szpitala do wagonu, który był przygotowany w Zawierciu na ulicy Towarowej... Było tylu Niemców, że od szpitala do stacji nie było wolnego miejsca. Były różne niemieckie
organizacje, trumnę ze zwłokami nieśli Niemcy na ramionach, a ja musiałem jechać w orszaku za trumną, bo wiozłem rzeczy komendanta. Najgorszą rzeczą było, kiedy musiałem podjechać tak blisko wagonu, żeby Niemiec, który składał rzeczy mógł stanąć jedną nogą w wagonie, a drugą wesprzeć się na furmance. Proszę sobie wyobrazić, konie bardzo się bały, bo Niemcy oddawali salwy honorowe z karabinów. Złożyli trumnę do wagonu, obok pozostawili jego rzeczy i wagon zaplombowali. Ja zaś nie wiedziałem czy żyję, ponieważ na
taką ilość Niemców i wojska i tak rozwścieczonych esesmanów, mogłem być za byle
niewłaściwy ruch zastrzelony. Pomaleńku, kiedy Niemcy zaczęli opuszczać tory i ulicę
Towarową, ja zacząłem się wycofywać. Kiedy już byłem poza torami to wraz z dwoma
Niemcami, których zawoziłem, wróciłem do Śrubarni. Niemcy zostali, a ja wróciłem
do domu.
Było to piekło na ziemi, tylko łaska Boża, że przeżyłem.”
Franciszek Ziaja żył w latach 1911-1999, jego ojcem był Franciszek Ziaja, matką Anna Ziaja (z domu Drążek), pochodził z Kiełkowic.
Zebrała i opracowała: Iwona Rajca
I. Rajca, 63 rocznica tragedii Ryczowa: http://www.ogrodzieniec.pl/index1.php?go=aktualnosci&show=357
I. Rajca, Tragedia przeszłości [w:] Gazeta Ogrodzieniecka, luty 2007, nr 2/2007 (153), s. 6.